czwartek, 14 kwietnia 2011

Ten dzień chcę podsumować w kilku zdaniach, po czym przytulę się do niebieskiej i spokojnie zaśniemy. Myślałam, że razem ze słońcem pojawi się uśmiech. Jednak od rana zamiast niego, towarzyszył mi znajomy od dawna ból. Na przyćmienie go połknęłam wstrętną tabletkę, po czym wolnym krokiem udałam się do szkoły, coby spowolnić pracę serca i siebie również uspokoić. "Spokojnie serduszko, wolniej, wolniej" pomagało do długiej przerwy. stop. nie będę się przecież użalać.

Na to, co dzieję się w domu brak mi słów. Czuję i widzę w jak szybkim tempie się od siebie oddalamy, czuję że wszystko znika gdzieś z każdym twoim krokiem, gestem, dźwiękiem, słowem. Jest mi z tym źle. Ale przecież wszystko sobie wmawiam, potem niepotrzebnie się denerwuję i płaczę i pewnie stąd ta nerwica. Może masz rację ale moim zdaniem to nie rodzina. To jakiś pieprzony układ, którego nie mogę pojąć.

A to kruche życie przypomina mi efekt domina. Znów wracam do przeszłości, myślę o wypadku. To już prawie rok. Choć tak wiele mnie to nauczyło, za każdym razem myślami tam wracam, a tak bardzo tego nie chcę. Wszystko miało być przecież inne.
Tymczasem zamknę na chwilę oczy. W głowie z przyzwyczajenia ułożę plan na lepsze jutro. Rano przysłonię opuchnięte oczy, wezmę kolejną porcję tabletek i zacznę nowy dzień.
Dobrze, że Cię mam! Jesteś dla mnie wszystkim, a wszystko jest Tobą. Dziękuję...to już 15 miesięcy. Dobranoc

piątek, 1 kwietnia 2011

Przychodzi pora napisania tu czegoś niekoniecznie logicznego, mądrego. czegoś nowego! No właśnie, ale tu bym polemizowała. Czytając poprzednie notki odnajduję ukryty w nich sens, który przekazuje mi, że od długiego czasu nie zmienia się nic. Choć tak wiele sobie obiecywałam/liśmy.Zupełnie nic. Żałuję, że nie mogę pisać częściej. Myślę, że brzmiałoby to jak kilkukrotnie przeczytana książka. Choć na każdy wers któryś raz z kolei przeczytany mogłabym spojrzeć z innej strony, to wiem, że nie zaskoczy mnie nic, co wyczytam w kolejnym. A moje życie dawniej zupełnie inaczej wyglądało . Była to ciągła zmiana, wiele spontaniczności plątało się między moimi wersami, ale zawsze (no prawie) przyprawiały uśmiech, mój uśmiech i pełną rekonwalescencję po upadku. ZDECYDOWANIE POTRZEBUJĘ ZMIAN! Ale boję się ich.

Wokół mnie wieje egoizmem. Echo fałszu odbija się od budynków. Mam ochotę powiedzieć kilka słów odpowiednim osobom ale przecież nie jestem ich sumieniem. Będę trzymała się od nich z daleka, choć może nie być to takie proste. Mimo tego, tu w szkole jest mi dobrze! Naprawdę nie sądziłam, że to kiedykolwiek napiszę. W klasie między nami jest dobry kontakt jak nigdy. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, ze wkrótce to wszystko się tak po prostu skończy. Boję się tego.

Mateusz wyjechał. To była jego zmiana, jego krok w kierunku jego przyszłości, czego mu zazdroszczę chociaż wiem, że to nie było, nie jest i nie będzie nigdy łatwe. Dla mnie również. Niedługo moja kolej. Jaki ja obiorę kierunek? Czy będzie to dobry wybór? Boję się

Przede mną kilka tygodni ciężkiej pracy. Przecież muszę zdać jakoś tą maturę. Robię to dla siebie i musi się udać. To jest moja jedyna deska ratunku, by wyrwać się z tego bagna. ale.. tak zwyczajnie się boję.

"Mów do mnie Panie. Chcę słyszeć Cię. przyjąć od Ciebie co masz dla mnie
Nie chcę się chować, lecz w Tobie skryć. W cieniu Twym Panie chcę iść.
Święty, potężny jesteś Panie nasz! Przed Tobą dziś możemy stać dzięki łasce,
nie dzięki nam samym"
-brakowało mi tego bardzo. Jednak modlitwa zwyczajna mi nie wystarcza.
Dziś spędziłam bardzo miły wieczór.. A od poniedziałku rekolekcje w stałym, jedynym składzie. Czekam i proszę o naukę, pokutę i rozgrzeszenie...Boję się