sobota, 20 kwietnia 2013

20.04.2013

Chcę się zmieniać dla siebie samej, by móc czasem przymrużyć oko zamiast wylać potok łez. Nie będę nazywać już znajomości przyjaźniami, bo to nie dla mnie. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu, kochałyśmy swoje towarzystwo. Wydawało się, że możemy razem przenosić góry. W tym towarzystwie wszystko wydawało się łatwe i wcale nie tak złe i smutne, jak przed naszym poznaniem każda z nas sobie wyobrażała. Nawet warszawskie życie przestało nas przerażać. Na każdy smutek było pocieszenie, każdą radość przeżywałyśmy razem. Postawiłam wszystko na tą znajomość. Zamieszkałyśmy razem, a po sześciu miesiącach wszystko zaczęło się psuć. Zmieniało się od momentu kiedy zaczęłam poświęcać więcej czasu Patrykowi. Od tamtej pory w tygodniu widywałyśmy się jeszcze kilka razy, bo zwyczajnie uciekałam tam, gdzie było mi lepiej. Może to był mój błąd, bo tak bardzo się im oddałam. W końcu poznały mnie kiedy byłam sama, przez co mogłam poświęcić im 100% siebie. Miałam wrażenie, że nie mam prawa się zakochać, bo przez to oddalę się od nich i je stracę. Brzmi jakby w ogóle nie chciały mojego szczęścia, bo moim zadaniem powinno być uszczęśliwianie ich. Wszystko trwało do momentu kiedy do nich na moje miejsce przyjeżdżali goście, a ja spotykałam się ze spojrzeniami, z których można było wyczytać jasny przekaz:" co tu jeszcze robisz? jedź do niego". Wtedy postanowiłam zrobić to, co dla mnie dobre. Od tamtej pory moim obowiązkiem było zapłacić czynsz(zobowiązanie przed właścicielem), ale na szczęście wolnym wyborem było spędzanie czasu tam gdzie czułam się dobrze czyli oczywiście u Niego! Było to wygodne dla wszystkich. Na szczęście kilka dni temu zakończyłam na zawsze temat wspólnego mieszkania. Zabrałam wszystkie rzeczy i z uśmiechem na twarzy pożegnałam się. Teraz my już nic o sobie nie wiemy ale może nie wszystko stracone. Jeśli będą chciały, będziemy się spotykać ale do wszystkiego podejdę z dużym dystansem. Dostałam nauczkę i wiem czego unikać w przyszłości. ____________________________________________________________________________________________ Nie wszystko w nim było łatwe do pokochania. Wszystkie wady i zalety, każdy upadek i wzlot zaakceptowałam. Przyjęłam go takim, jaki jest. Teraz zmieniamy się nawzajem, bo chcemy być lepsi jako ludzie i lepsi dla siebie nawzajem, bardzo na siebie wpływamy i ten związek jest tego warty. Nie próbuję nawet myśleć jak mogłoby być bez niego, tym bardziej kiedy już razem mieszkamy. Nasz związek dojrzał do tego, by zasypiać i budzić się codziennie przy sobie. Nigdy nie myślałam, że tak drobne elementy związku dwojga mogą być tak piękne. Dbamy o siebie i nasze relacje. Ja co dzień z porannym buziakiem dostaję śniadanie do pracy. On po codziennym treningu na siłowni dostaje masaż. Oszczędzamy pieniążki do kuferka, marzymy i jednocześnie planujemy nasze wakacje. Majówkę spędzimy w naszym Sopocie. Jest miłością, moim sercem, bratnią duszą, przyjacielem i mężczyzną, na którego punkcie oszalałam. I nigdy nie pożałuję momentu na sopockiej plaży, kiedy mogłam przejść obok obojętnie, a nie zrobiłam tego. relacje z ostatnich chwil: -Pierwsze rodzinne święta Wielkanocne spędziliśmy razem u mnie. Wspaniale było widzieć go przy rodzinnym stole, już powiększonym o dodatkowe miejsce przy mnie. Przedstawiony już jest prawie całej rodzinie. -W ogromnym wieżowcu warszawskim na piętrze piątym, na które wjeżdża szklana winda znajduje się meksykańska restauracja, róża czeka w wazonie, najlepsze w swoim rodzaju quesadillas i oczy, w które chcę patrzeć zawsze. Żadne z nas nie patrzy na zegarek. Czas płynie tak przyjemnie. Przy wyjściu płaci za rachunek, pomaga nałożyć mi kurtkę i sprawdza czy wszystko w porządku. Jest cudownie! -W mojej chorobie odwiedził mnie w pracy. W jednej dłoni trzymał lekarstwa, w drugiej bukiet tulipanów. Od razu wyzdrowiałam na ten widok. Kochany!