poniedziałek, 27 października 2014

ze swojej drogi zejdę

Ze swojej drogi zejdę,
będę z Tobą.
Dokądkolwiek pójdziesz, cokolwiek zrobisz,
będę z Tobą
Gdziekolwiek się zwrócisz, cokolwiek powiesz,
będę z Tobą.
Ty przed Tobą świat,
za Tobą ja,
a za mną już nikt

Daj mi tylko moment by zrobić ten krok wstecz i wiesz...
Potem weź co chcesz mi.
Są niebezpieczni, Ci co na rękach nieśliby mnie.
Spal moje imię. Ty spal je dopóki żyję,
Wolę odejść niepokonany niż czekać aż to minie,
I weź stąd nas gdzieś, weź, póki znów nie zacznę
chcieć biec w to bardziej, na ślepo bo nie patrzę gdzie.
Ideały się stały jakieś niewyraźne, wiem.
To straszne, bo kiedyś były moje, własne
I tracę je, tak samo jak tracę Ciebie i sens.
Znów krzyczy mi o tym w pysk, kolejny pusty w myśli dzień.
Już nie wiem sam czy tego chcę, nie wiem co wokół dzieje się.
Nie mów kim byłem, że się zmieniłem, nie prowokuj mnie.
Ten cały blichtr i fejm wziął więcej mi niż przyniósł, słowo.
Daj mi litry benzyny - potem wymyśl mnie na nowo.
Niech spłonie wszystko obok, świat poza mną i Tobą.
Tylko Ty możesz mówić "stop", inni nie mogą.

Chciałbym tylko móc ustać tu, pomiędzy nami,
a pustym światem słów, ten cały pierdolony trud nam wynagrodzić.
Bo czasem już nie wiemy co mamy robić,
Gdy każą nam latać znów a już nie mamy siły żeby chodzić,
Sił żeby bronić naszej wiary, w to co tutaj mamy i w to co już tak długo gramy, razem.
Nigdy nie chcieliśmy mieć tu tego świata z gazet.
A poza jego wycinkami nie mamy nic czasem.
Chciałbym na moment stracić zasięg, zgubić trasę,
I zwyczajnie stanąć poza całym tym hałasem.
Bo choć mamy masę dobrych wspomnień stąd.
Mamy często dość. Zbyt często żeby wciąż trzymać poziom i klasę.
Ich sine twarze coraz bardziej łase na to wszytko,
Reakcje marnych istot, przeżartych nienawiścią.
Dawno czekałbym na moment kiedy nareszcie znikną,
Gdyby tylko nie to, że wiem, że jesteś blisko. A za Tobą nic ...
Wciąż dźwigasz mnie, a ze mną cały syf.
Wszystkie te dni kiedy nie mogłoby już być gorzej.
A gdy krew cieknie po ustach mi, i nie mogłem dalej iść,
Ty po cichu mówiłaś, że jednak mogę.
Mówiłaś mi, że jednak zrobię to co chcę,
I, że żadne obce ręce tego co mam nam nie wydrą,
A gdy już jesteśmy tam gdzie miałem być, nie wiem czy nie jest źle,
I nie wiem czy chcieliśmy taką przyszłość... To wszystko




aaaa tak mogło być! a nie jest;)

niedziela, 26 października 2014

czas

Czas, zabijam tylko czas bo reszta już umarła
Czas, za dużo wciąż go mam, przed lustrem sam na sam
Czas, jak ołowiana łza, jak na pustyni piach, bez Ciebie…

wtorek, 21 października 2014

Był czas na miłość, wszystko to przeminęło. Czasem myślę że swoją prawdziwą miłość już przeżyłam i nawet pogodziłam się z tym, że trwało to tylko dwa lata. Był pierwszy, był jedyny. Na więcej nie liczę, nie czekam nawet już, nie chcę. Czasem tylko sobie marzę jak kiedyś o księciu z bajki, którego przecież nie ma. Ale nie jest mi źle. Dojrzałam znów, by powiedzieć kilka słów więcej.
Teraz tyle zmian, tyle wydarzeń...
Jako niepoprawna romantyczka chciałam odegrać niezastąpioną rolę w wielkiej przygodzie. Udało się. Dopięłam swego! Odegrałam tą rolę.
Poznaję nowe osoby, doznaję nowych doświadczeń, śmieję się w głos i w końcu nie marnuję swego cennego czasu. Robię wszystko to, na co mam ochotę. Wszystko zgodnie z samą sobą. Nie chodzę na spotkania, na które nie mam ochoty. Nawet na te, na które wypada pójść z czystej przyzwoitości. Wolę być nieprzyzwoicie szczęśliwa!

Karolino, byle do października 2015! Jej obecność to jedyny brakujący element w tej betonowej dżungli. Czekam!

Pierwsza minuta może być ostatnią, dlatego ceń jak ostatnią.


Jak kamień w twarz twój zimny głos na mnie działa.
To już nie Ty, nieznajomy ktoś.
Pogubiłeś się, mnie zgubiłeś też i za rękę już nie trzymasz.
Kiedy nie mam sił, by dalej iść - Ciebie nie ma.
Wróci tu teraz, zabiorę ją tam, gdzie latały te mewy.
Stała tam sama, nasze oczy poznały się wtedy.
Ale nie wróci - to outro, nie preludium.

sobota, 4 października 2014

widzę jej obraz

Widzę jej obraz przed oczami
Słyszę stukanie obcasów za drzwiami
Serce bije mi szybciej i szybciej
Cały czas myślę, że zaraz tu przyjdzie
Słyszę jak mówi, woła mnie gdzieś z sypialni
Spotykam mój wzrok z jej oczami
Mocno chwytam jej dłoń i oddalam się z nią
I dotykam jej ust wargami i
Wymyka mi się z rąk przez palce
Dotykam ją ostatni raz opuszkami
Próbując złapać i zatrzymać ją na zawsze
Upuszczam ją i zabijam coś między nami
Mógłbym przysiąc - była tutaj przed chwilą
Ciężko dysząc, trzymaliśmy się mocno
Chciałbym umieć jej pokazać tę miłość
Którą czuję nawet teraz mocniej niż na początku
Chciałbym pomóc jej w nas jeszcze uwierzyć i
Zawsze być przy niej i być potrzebny
Rzeczywistość już mnie nie przeraża jak kiedyś
Ale bez niej jestem pusty nawet, gdy idę przed siebie
Ona czuje, że nie będzie szczęśliwa, nie ze mną
Czas upływa mi z takim obrazem
Czuję, że za mało czasu nam tu zostało
By pozwolić sobie na to, by nie być razem
Dwudziesty trzeci, dwunasty, zero osiem...
Może ostatni raz, gdy patrzę jej w oczy
Chciałbym powiedzieć jej jak bardzo ją kocham
Ale prosiła mnie, bym dzisiaj nie mówił o tym
Uśmiecha się i ma ten dołek w policzku
Który tak bardzo lubię i, kurwa mać, jest śliczna
Chyba nie widzi jak w dłoni drży mi zapalniczka
Ale ręce mi się trzęsą, nie chcę, żeby wyszła
Może nie umiem być już ani trochę lepszy
Lecz jeśli to nie jest miłość, to chyba Bóg jest ślepy
Przecież jest między nami tyle fajnych rzeczy
I, kurwa, co się z nimi stało? Nie wiem. Kiedy?
Chcę jej powiedzieć, że dla mnie jest najlepsza
I zrzucić wszystko z blatu stołu i się pieprzyć
Ale spogląda na mnie i nawet się cofa
I nie chce żebym mówił o tym, żebym próbował
I nie chce żebym patrzył tak na nią, prosto w oczy
Bo nie chce musieć mówić mi, że już mnie nie kocha