poniedziałek, 28 czerwca 2010

wakacje

Czuję potrzebę napisania tu o ostatnich wydarzeniach jakie dzieją się w moim umyśle i poza nim. może dzięki temu dowiem się w końcu sama co się ze mną dzieje. Siedząc tutaj- myślami jestem w Olsztynie w drugiej sali kardiologicznej Pediatrii II szpitala dziecięcego, przy moim kochanym Wojtku. Zwykle o tej porze zaczynam jęczeć aby jeszcze nie uciekał. teraz mogę sobie pojęczeć do bałaganu w szafie, bo on mnie szybko nie opuści- to jest pewne. Do zdjęcia gipsu zostało około 2 tygodni. Czas leci mi na pewno szybciej niż w szpitalu. Chociaż z dnia na dzień coraz bardziej swędzi i coraz bardziej denerwuje, to mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i jeszcze tego lata z misiaczkami będziemy mogli smażyć się na jakiejś bałtyckiej plaży.
Tak bardzo brakowało mi ludzi w szpitalu, teraz odczuwam mega światowstręt. Patrząc na ludzi uśmiechnietych cofa mnie i ogarnia złość połączona z żalem. Wiem, ze potrzebuje czasu by wrócić do siebie- szczerze usmiechającej sie. Mam serdecznie dosyć tych wszystkich ludzi, którzy tak słodko pytają co mi się stało, a po chwili mają mnie głęboko w ciemnej otchłani. nie zalezy mi na ich smutnych minach, po prostu mogliby mnie olać i nie przypominac mi o szarej rzeczywistosci. Otwieram się tylko przy najbliższych. Uprzedziłam się do wielu osób i teraz wiem kto był przy mnie zawsze, a kto tylko przelotnie myśląc egoistycznie.
Ipreza dwa tygodnie po wyjsciu ze szpitala tez nie była dobrym pomysłem, ale przeciez nie mogla mnie ona ominąc. Chociaż te wyjscia copółgodzinne z lokalu spowodowane wielkim osłabieniem przypominały mi o mojej chorobie, warto było! no może nie warto dla takiego zakończenia. Glupi brak zasięgu, głupia ja rozkminiajjąca wszystko na milion sposobów. ee tam:P
Zaczęłyśmy z Kasią wakacje! póki co nie zyjemy pelna para przez gips, ale juz sie wczuwamy. nie beda one tak brzydkie jak poprzednie! hot pozdrowiens Kasiu. nawet głupie czytanie głupiej gazety w Twoim towarzystwie moze byc najlepszą czynnością dnia!



kocham Cie-tylko tyle wiem. wracaj już szybciutkoo

środa, 16 czerwca 2010

lekcja pokory


Wróciłam! chociaz uwierzyłam w to dopiero dzisiaj o 6 rano gdy niechętnie otwierając zaspane oczy i czekając na niemiłą pielęgniarkę, która przykłada mi termometr do czoła i mówi "dzień dobry" sztucznie uśmiechając się, spostrzegłam, że jestem na najlepszym i najwygodniejszym łóżku na świecie- MOIM. Chociaż od rana towarzyszy mi wielki ból i do tego te zakwasy na nogach po spacerze do parku i z powrotem, i wycieczce do zebry, jestem najszczęsliwszym człowiekiem na świecie.... ale wróć. od początku:
dawno dawno temu, dokładnie 26 maja(lepszej daty los wybrać nie mógł) około godziny 14:50 na znienawidzonej już przeze mnie lekcji PO podczas przenoszenia ratunkowego pewnym panom przyszło do głowy żeby robiąc mi krzesełko podrzucić mnie do góry.przecież wszystkiego trzeba spróbować. każdy z nas przewidział inny scenariusz. byłam pewna że oni mnie złapią, oni zaś chyba, że skoczę na nogi po wyrzuceniu na 3 metry. (nie jestem w stanie policzyć który to już raz opowiadam). standardowo taki wygłup musiał się skończyć katastrofą. po upadku i uderzeniu głową i łokciem o ziemię chciałam podnieść się i wytrzepać sweterek z trawy. jednak udało mi się tylko usiąść i przyjąć pozycję odpowiednią do złapania oddechu. kolejno nauczyciel przeniósł mnie sposobem matczynym na ławkę, gdzie kazał mi odpocząć. ja trzymając prawą rękę zastanawiałam się dlczego przy zbiciu łokcia tak mnie boli ramię. po jakimś czasie znalazłam się na pogotowiu wsród Martyn, Izy, wychowawcy, dyrektora, mamy i Wojtka. nigdy nie zapomnę jak stali wokół mnie i te ich przestraszone miny... wkrótce chirurg wysłał mnie na rentgen po czym okazało się że mam złamaną kość ramienną z mega przemieszczeniem szyjki i główki plus wybite stawy. gorzko brzmi, co? otrzymałam do wyboru 3 warianty leczenia z czego wybrałam z mamą najlepszy z nich: wyciąg na 3 tygodnie, gips na pół ciała, dłuuga rehabilitacja. Obecnie jestem po trzech najgorszych tygodniach w moim dotychczasowym życiu. w końcu mogę chodzić chociaż teraz nawet to sprawia mi trudność, ale uczę się. Miękki dessault wcale nie jest miękki. i chociaż nadal boli i mam nieruchomą połowę ciała, to jestem szczęśliwa, bo jestem w domu. To była i nadal jest ogromna lekcja pokory. Początkowo płacz dzień w dzień z powodu mojej bezradności. na szczescie łzy zatrzymywali najbliżsi i z tego miejsca chcę Wam bardzo podziękować za otarcie każdej łzy, za obecność, za chęci bycia przy mnie po kilka godzin dziennie. karmienie mnie, mycie, przebieranie itd towarzyszyło mi bardzo długo. teraz robię wszystko co tylko mogę zdołłać lewą ręką.
chociaz prawdopodobnie nie pobiję rekordu opalenizny w te wakacje, to kocham życie! i mówię i piszę to z uśmiechem na twarzy. doświadczyło mnie ono bardzo wiele. myślę i mam nadzieję, że każdego, kto widział chociaż częściowo cierpienie, które starałam się ukryć, nauczyło, że życie nie polega na coraz to nowszych wyzwaniach czy szaleństwach. Warto się czasem zatrzymać i podziękować Bogu za rzeczy najmniej zauważalne i najmniej doceniane.

idę! wierzę w siebie, bo ktoś skrzydła mi dał.