poniedziałek, 31 października 2011

biskupiecko

Jest 4:26- nie śpię. Nie warto tracić tego czasu na sen. Ucieka między palcami cenny czas. Nie chcę go marnować. Właśnie wróciłam z U naładowana najlepszą muzyką. Chyba mogę wracać do siebie...To już jutro. Nie chcę ale wiem, że tu nic lepszego mnie nie spotka. Biskupiec nie jest dla mnie ani ja dla niego. W końcu się przyzwyczaję do wielkiego miasta ale mimo wszystko w każdej wolnej chwili będę tu z wielu powodów.
Dopiero między innymi kiedy dostaję śniadanie do łóżka, zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało mi tego poczucia bezpieczeństwa.jak bardzo brakowało mi ciepłej dłoni i przytulenia. jak bardzo brakowało tego miejsca, tych ludzi, tej atmosfery.
Jednak nie wszystko jest proste jak mogłoby się wydawać. Mieszkałam tu całe 19 lat, a wszystkie miejsca kojarzą mi się z dwoma ostatnimi. Podczas spaceru krótkim odcinkiem naszej trasy wspominam, a łzy napływają do oczu. Wracając z dworca przypomina się sytuacja, kiedy po pierwszej kłótni i pierwszej zgodzie tą drogą szłam i uśmiechałam się do każdego liścia, słupka, znaku skacząc ze szczęścia i pełna nadziei na lepsze jutro. Dziś wracam tą trasą wpatrzona w chodnik, bez uśmiechu, bez nadziei. Jutro powrót, a ja znowu zostawiam tu otwartą książkę na tym samym rozdziale...
1.11.2011 To już 6 lat. wspaniałe w moim życiu 6 lat. Uśmiecham się i wiem, że nie zmieniłabym tu niczego. Mimo wspólnych porażek, dzięki wspólnym sukcesom zdaję sobie sprawę z tego, jak ważną jest dla mnie osobą. By tradycji stała się zadość w dniu dzisiejszym znów na cmentarzu, znów my, choć inni to wciąż ci sami. Dziś dziękuję za pokolorowanie sześciu lat w moim życiu. Życzę nam kolejnych sześciu.

To był udany weekend mimo wszystko! spędzony w wyjątkowym towarzystwie, za które bez wahania oddam życie. dziękuję!

niedziela, 9 października 2011

sama czy samotna?

Unieś swą twarz i obetrzyj już łzy... Samotność to taka straszna trwoga, a przecież wszystko jest dla naszego dobra. Wszystko było zaplanowane przez Niego. Więc zaufajmy... Tak cholernie boję się samotności. Boję się, że to, co budowane przed dwa lata upadnie. Cegiełka po cegiełce runą, a razem z nimi znikniesz Ty. Ogarnia mnie samotność emocjonalna. Jak temu zapobiec? Chyba nie najlepszym wyjściem jest praca przez 12 godzin i robienie tyle na raz, by znów oszukać się, że jest mi dobrze. Nauczyłam się już, ze tu jestem sama, a mimo wszystko muszę tej nauce nadać podmiotowości jak to powiedział wczoraj mój ulubiony wykładowca Metodyki procesu uczenia się. Muszę nadać wszystkiemu twórczy wkład, mój wkład by zrozumieć. Potrzebuję jeszcze czasu by te wieczory nie były już tak przygnębiające. Melancholijnie mi znów. Potrzeba mi podładowania baterii. Mimo wszystko czuję jeszcze większą samotność w tym ścisku warszawskim i żal ściska serce gdy patrzę na te wszystkie smutne twarze, każda z problemem, mnóstwo problemów. Ale cieszy mnie ostatni fakt, że nawet rozmową telefoniczną wciskając kosmodiski mogę w pewnym stopniu pomóc, bo choć na chwile ludzie zmieniają myśli. Przygnębiona kobieta która nie jadła cały dzień opowiedziała mi kilka historii z przeszłości i uśmiech na jej twarzy wyczułam przez słuchawki. To było wspaniałe.

Ja marzę o piaszczystej plaży, słońcu i szumie morza.
PS nigdy nie usunę skrzynki odbiorczej!