niedziela, 24 października 2010

yy tego tego

Co tu opowiadać.. Miniony tydzień był moją kolejną życiową lekcją. Z dnia na dzień powtarzałam: już tyle za nami, jeszcze tylko troszkę... Przechodzę do rzeczy. Wojciech leżał w szpitalu, a ja odchodziłam od zmysłów. Poza tym musiałam znaleźć jeszcze czas na tą pieprzoną chemię, którą mam nadzieję zaliczyłam. Czas ucieka (nie wiem czemu, ale za każdym razem gdy tu piszę, myslę o tym i zaczyna mnie to dołować) Kończy nam się październik, za chwilę przysypię nas śnieg i przywitają święta, do których będę chorowała co dwa tygodnie. Potem sylwester, ślub, studniówka i... nie chcę myśleć o tym co będzie w maju. Boję się za każdym razem gdy o tym pomyślę. Dlatego gniotę i jak najdalej wyrzucam te myśli. Ciekawe tylko jak długo to jeszcze potrwa. Chociaż wiem, że przyjdzie taki czas, w którym nie będę myślała o niczym innym, jak o maturze. Tymczasem uciekam do łóżka, bo minęły dwa tygodnie od anginy a ja znów chora jestem.

sobota, 9 października 2010

No i po urodzinach. Już o 23, trzymając tort zaczęłam się wygłupiać, cały stres odszedł, a ja wróciłam do normalności. Muszę przyznać, że były chwile gdy nie chciałam tych urodzin. Ale jak zwykle po fakcie z uśmiechem na twarzy mówię "WARTO BYŁO!" Jakie one były? na pewno inne! oczywiste, że 18 urodziny zdarzają się raz w życiu. Chodzi mi raczej o innych nas. Inna ja, inny Ty. To na pewno nie była jedna z najlepszych wspólnych imprez...
Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o prezentach! Wszystkie są wspaniałe i trafione w samą dziesione, a od dziś jestem smakoszem wina. Już czwarty raz zaglądam do prezentu od Kasi. Obiecuję, że nigdy nie "zamknę" tego pudełka, tak samo jak serca, w którym trzymam głęboko na dnie to co najpiękniejsze.
W każdym bądź razie jeden wydatek z głowy! Kto mi pożyczy 70 tysięcy i rozum? Muszę zorganizować wesele siostrze, wybrać się na połowinki, później na studniówkę, a na koniec zdać maturę!

niedziela, 3 października 2010

dobrze/niedobrze. bardziej dobrze!

Jasna cholera! Że też nie miało kiedy choróbsko wstrętne przyjść. Tak niewiele mogło uczynić tak wiele. Do urodzin 5 dni. czyli 5 dni kuracji. jutro wybieram się do lekarza i oczekuje jakichś megaszybkodziałających leków. Poleżę chwil kilka i działam, działam, bo czas ucieka, ucieka. Powoli podliczam koszty imprezy roku i zbieram psychę by przedstawić je mamie.
Poza powyższym jestem szczęśliwa jak nigdy! Ostatnimi czasy dowiaduję się o samych wspaniałościah. Nasza rodzinka powiększy się o jednego maluszka. A jeszcze przed tym będzie ślub! nasz wymarzony ślub, Kasiu! taak, długo na to czekałyśmy. Będzie jak w bajce! Już jest jak w bajce :)
Tymczasem biegnę do lusterka, by wyjąć troszkę ropki z gardełka, biorę tableteczki od Wojtusia i śmigusiam do łóżeczka, na różowe prześcieradełko. Zamykam oczka i jesteś już obok! ciach!