środa, 16 czerwca 2010

lekcja pokory


Wróciłam! chociaz uwierzyłam w to dopiero dzisiaj o 6 rano gdy niechętnie otwierając zaspane oczy i czekając na niemiłą pielęgniarkę, która przykłada mi termometr do czoła i mówi "dzień dobry" sztucznie uśmiechając się, spostrzegłam, że jestem na najlepszym i najwygodniejszym łóżku na świecie- MOIM. Chociaż od rana towarzyszy mi wielki ból i do tego te zakwasy na nogach po spacerze do parku i z powrotem, i wycieczce do zebry, jestem najszczęsliwszym człowiekiem na świecie.... ale wróć. od początku:
dawno dawno temu, dokładnie 26 maja(lepszej daty los wybrać nie mógł) około godziny 14:50 na znienawidzonej już przeze mnie lekcji PO podczas przenoszenia ratunkowego pewnym panom przyszło do głowy żeby robiąc mi krzesełko podrzucić mnie do góry.przecież wszystkiego trzeba spróbować. każdy z nas przewidział inny scenariusz. byłam pewna że oni mnie złapią, oni zaś chyba, że skoczę na nogi po wyrzuceniu na 3 metry. (nie jestem w stanie policzyć który to już raz opowiadam). standardowo taki wygłup musiał się skończyć katastrofą. po upadku i uderzeniu głową i łokciem o ziemię chciałam podnieść się i wytrzepać sweterek z trawy. jednak udało mi się tylko usiąść i przyjąć pozycję odpowiednią do złapania oddechu. kolejno nauczyciel przeniósł mnie sposobem matczynym na ławkę, gdzie kazał mi odpocząć. ja trzymając prawą rękę zastanawiałam się dlczego przy zbiciu łokcia tak mnie boli ramię. po jakimś czasie znalazłam się na pogotowiu wsród Martyn, Izy, wychowawcy, dyrektora, mamy i Wojtka. nigdy nie zapomnę jak stali wokół mnie i te ich przestraszone miny... wkrótce chirurg wysłał mnie na rentgen po czym okazało się że mam złamaną kość ramienną z mega przemieszczeniem szyjki i główki plus wybite stawy. gorzko brzmi, co? otrzymałam do wyboru 3 warianty leczenia z czego wybrałam z mamą najlepszy z nich: wyciąg na 3 tygodnie, gips na pół ciała, dłuuga rehabilitacja. Obecnie jestem po trzech najgorszych tygodniach w moim dotychczasowym życiu. w końcu mogę chodzić chociaż teraz nawet to sprawia mi trudność, ale uczę się. Miękki dessault wcale nie jest miękki. i chociaż nadal boli i mam nieruchomą połowę ciała, to jestem szczęśliwa, bo jestem w domu. To była i nadal jest ogromna lekcja pokory. Początkowo płacz dzień w dzień z powodu mojej bezradności. na szczescie łzy zatrzymywali najbliżsi i z tego miejsca chcę Wam bardzo podziękować za otarcie każdej łzy, za obecność, za chęci bycia przy mnie po kilka godzin dziennie. karmienie mnie, mycie, przebieranie itd towarzyszyło mi bardzo długo. teraz robię wszystko co tylko mogę zdołłać lewą ręką.
chociaz prawdopodobnie nie pobiję rekordu opalenizny w te wakacje, to kocham życie! i mówię i piszę to z uśmiechem na twarzy. doświadczyło mnie ono bardzo wiele. myślę i mam nadzieję, że każdego, kto widział chociaż częściowo cierpienie, które starałam się ukryć, nauczyło, że życie nie polega na coraz to nowszych wyzwaniach czy szaleństwach. Warto się czasem zatrzymać i podziękować Bogu za rzeczy najmniej zauważalne i najmniej doceniane.

idę! wierzę w siebie, bo ktoś skrzydła mi dał.

2 komentarze:

  1. Ale i tak focia przebija wszystko :D i to wszystko napisałaś lewą ręką, to już Ci nie źle idzie ;D ;*
    kocham ;*

    OdpowiedzUsuń