środa, 16 lutego 2011

Walentynki zaliczam do udanych. Wcale nie są one takie złe. Plany były może błahe, ale ich zrealizowanie spowodowało, że znowu pojawił się uśmiech, a nawet w postaci podwójnej dawki. Najważniejszym moim planem było spędzić je z Nim. równie ważnym postarać się przekonać serce, żeby uspokoiło się na kilka godzin. Z chwilami słabości posłuchało mnie. Nadal nikt nie zna przyczyny jego wariowania. Wczoraj byłam, dziś byłam i jutro znowu wybieram się do lekarza. Dziś odesłano mnie od kardiologa do jakiejś kolejnej poradni ze skierowaniem na założenie mi holtera na 24h. Nie jest mi to obce, bo Wojtkowi często go nakładają. Chciałabym nie być już w ciemnej dupie. Chciałabym wiedzieć na czym stoję i jakie leki powinnam przyjmować.. To straszny widok, gdy w kolejce do kardiologa dookoła mnie siedzą sami +60,którzy jeszcze bezczelnie pytają: to młodzi mają prawo chorować na serce?
Czuję jakbym miała duszę staruszki. Chciałabym znów szaleć. Nie mogę się doczekać piątku, jak nigdy! Chcę tańczyć, śmiać się i zapominać. Kiedyś był to lek na wszystko. Oby znów się udało.
Jutro znowu zobaczę mojego loczka blond!- między innymi dlatego pójdę wcześniej spać, rano podniosę się z łóżka, pójdę do szkoły, najem się stresu i zgłoszę z języka polskiego- coby szybciej zleciał dzień. Na szczęście dwie matmy pod rząd w tym tygodniu mam już za sobą. taak obliczam.... ile minut do dzwonka. wstrętna matematka, a kysz!

1 komentarz: